Wybory parlamentarne 1935 r. w okręgu nr 55 (Pińsk, Łuniniec, Stolin)
Na łamach pisma „Гiстарычная Брама” ukazał się ostatnio bardzo interesujący artykuł rosyjskiego historyka – Igora Kima, poświęcony wyborom parlamentarnym w województwie poleskim, jakie odbyły się w 1935 r. [3, s. 42-51]. Traktuje on między innymi o najpoważniejszym incydencie, jaki miał miejsce w ich trakcie. Było nim zamieszanie do którego doszło w trakcie posiedzenia okręgowego zebrania wyborczego, jakie odbyło się w Pińsku 14 VIII 1935 r. Miało ono ustalić skład i kolejność kandydatów na liście wyborczej w okręgu nr 55, obejmującym powiaty piński, stoliński i łuniniecki. I. Kim, opierając się o polskie archiwalia cywilne i wojskowe dokładnie odtworzył samo zajście. Wydaje się natomiast, że dla uzupełnienia obrazu ówczesnych wydarzeń należy wskazać na kilka okoliczności, które zapewne miały wpływ na wypadki. Przyniosły one również nie wspomniane w tekście I. Kima konsekwencje.
To co wydarzyło się w Pińsku było zapewne zaskoczeniem dla miejscowej administracji. Wybory nie wzbudzały na terenie województwa poleskiego większego zainteresowania do ostatnich tygodni przed głosowaniem. Jakkolwiek informacje na temat nowej ordynacji wyborczej pojawiły się jeszcze w maju 1935 r., to wywołały one oddźwięk jedynie w strukturach Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR) [22, k. 29, 35]. Nie inaczej rzecz miała się w okręgu 55 [3, s. 43]. Przyczyn małego zainteresowania wyborami, zwłaszcza na wsi, administracja dopatrywała się nie tylko w nowym kształcie ordynacji, który eliminował walkę polityczną pomiędzy partiami. Wskazywano również na genezę zupełnie innego rodzaju, a więc zaabsorbowanie gros ludności zbiorami, „nieudanymi i spóźnionymi z powodu długotrwałej słoty” [22, k. 40].
Tłem dla opisanych niżej wypadków były różne negatywne zjawiska z punktu widzenia administracji. I. Kim opierając się na raporcie powstałym po wyborach w Samodzielnym Referacie Informacyjnym DOK IX wskazuje na to, że generalnie doszło w województwie poleskim w trakcie wyborów do zderzenia aspiracji osób zaangażowanych w działalność organizacji społecznych oraz przedstawicieli administracji. Ci pierwsi uważali, że powinni uzyskać duży wpływ na kształt listy wyborcze. Równocześnie odnotowywano konflikt pomiędzy dotychczasowym posłem i przywódcą poleskiego BBWR – Edwardem Dunin-Markiewiczem oraz ówczesnym wojewodą poleskim Wacławem Kostek-Biernackim. Parlamentarzysta miał uważać się według raportu wywiadu wojskowego za postać o znaczeniu równym wojewodzie [3, s. 44]. Sytuacja ta mogła istotnie Kostek-Biernackiego irytować, z dwóch zresztą powodów. Po pierwsze przez cały okres sprawowania funkcji wojewody w Brześciu uważał się on za jedynego dysponenta polityki państwa na Polesiu, po drugie zaś Markiewicza nie cenił. W liście do prezesa BBWR, (w 1935 r. premiera) Walerego Sławka określał tego parlamentarzystę jako „maleńkiego człowieka” [31, k. 121].
W związku z nadchodzącymi wyborami większą rolę chcieli odgrywać również przedstawiciele ziemiaństwa [3, s. 44]. Można przypuszczać, że w grupie tej uznano, iż nadarza się okazja do zademonstrowania swojego znaczenia i wpływów. Od pojawienia się na stanowisku wojewody W. Kostek-Biernackiego, co nastąpiło we wrześniu 1932 r., nie mogła ona liczyć na jego specjalne względy. Wydaje się, że świadectwem istniejącego antagonizmu pomiędzy ziemiaństwem i administracją było powołanie w 1934 r. na Polesiu oddziału Polskiego Związku Właścicieli i Dzierżawców Ziemskich, który zastąpił mający nie przejawiać aktywności oddział Kresowego Związku Ziemian [20, k. 139]. Właśnie ziemianie odegrają w wypadkach pińskich istotną rolę.
W świetle akt wytworzonych przez administrację można sformułować również przypuszczenie, że przed wyborami sytuacja w pińskim BBWR nieco odróżniała się na tle Bloku w całym województwie poleskim. Aktywność przedwyborcza tej najważniejszej prorządowej struktury administracja oceniała jako bardzo słabą niemal do samego głosowania [22, k. 46; 34, k. 60]. Poniekąd był to efekt struktury grupy osób angażujących się na rzecz Bloku. Działalność ta oparta była w znacznym stopniu na nauczycielach. Ponieważ zaś akcja wyborcza przypadła właściwie w całości na okres wakacyjny, ta grupa zawodowa w znacznym stopniu przestawała być dyspozycyjna [28, k. 61].
Istotniejszym jednak wydaje się problem związany ze stosunkami wewnętrznymi w pińskim Bloku. Urząd Wojewódzki Poleski (dalej UWP) donosił Ministerstwu Spraw Wewnętrznych (dalej MSW), że „obserwuje się tam zahamowanie prac Rady Powiatowej BBWR, ze względu na chęć ze strony prezesa Krzyżanowskiego i wiceprezesa Berga wystawienia własnych kandydatur do Sejmu”. Jakkolwiek zaznaczano, że „akcja ta żadnych widoków powodzenia nie posiada”, to jednak fakt opisanie jej w sprawozdaniu wojewody sugeruje, że kwestia ta nie wydawała się miejscowej administracji niewartą uwagi [22, k. 36]. Być może taka samodzielna akcja lokalnych polityków była efektem początkowego braku dyrektyw w tej sprawie, co było na miejscu odczuwane jako niedomaganie [28, k. 61]. Kiedy jednak na szczeblu wojewódzkim przystąpiono do aktywniejszej działalności i z Brześcia przyszły pierwsze instrukcje, obaj wspomniani pińscy działacze Bloku akceptowali je z oporami. Wyrażali niezadowolenie z poczynań wojewódzkich władz organizacji, nieprzychylnie witając nominację kierownika akcji wyborczej BBWR na terenie powiatu [22, k. 41]. Otrzymanie tej funkcji na polecenie Sekretariatu Wojewódzkiego BBWR przez Adama Zawadzkiego – sekretarza Rady Powiatowej Bloku w Pińsku miało jakoby w opinii Krzyżanowskiego i Berga utrudnić wywieranie przez nich za pośrednictwem aparatu Bloku wpływu, którego efektem byłoby spopularyzowanie ich kandydatur. Zawadzki miał się bowiem okazać osobą samodzielną i prawdopodobnie ponad głowami obu działaczy nawiązał kontakt z władzami administracji ogólnej, co w praktyce zapewne oznaczało starostę pińskiego Eugeniusza Cedzyńskiego [36, k. 28]. Mimo lekceważących sytuację komentarzy, jakie zawierają raporty UWP dla MSW nie ulega w ich świetle wątpliwości, że owa sytuacja miała wpływ na przebieg nieudanego Zgromadzenia Okręgowego [22, k. 46, 51]. Berg i zapewne zwłaszcza Krzyżanowski orientując się co do braku szans własnych przyjęli taktykę, która jak się miało okazać wyraźnie wpisywała się w nastroje części miejscowych elit. Dyskredytowali bowiem tych kandydatów, którzy co prawda byli popierani przez administrację, ale pochodzili „spoza terenu okręgu” [28, k. 90].
W Pińsku miała również miejsce próba zupełnie oddolnego wystawienia kandydata na posła. Na przełomie lipca i sierpnia rozpoczęto popularyzować wśród robotników i bezrobotnych osobę jednego z pracowników Inspekcji Pracy, który chciał wysunąć swoją kandydaturę. Zebrano w związku z tym ok. 200 podpisów pod petycją, którą w związku z tym miano skierować do wojewody poleskiego [30, k. 134]. Mimo efemeryczności całego przedsięwzięcia (szybko zaprzestano zbierania podpisów) warto przytoczyć tekst owej rezolucji: „My niżej podpisani prosimy Pana Wojewodę o zezwolenie na wybranie Adamskiego Stanisława na posła, zgadzającego się z ideologią śp. Pana Marszałka Piłsudskiego, oraz cieszącego się wśród nas dobrym zaufaniem” [39, k. 62]. Cała ta – błaha sama w sobie – sytuacja może być interpretowana jako symptom istotnych zjawisk. Tekst petycji wskazuje wyraźnie, że przedsięwzięcie to nie miało charakteru opozycyjnego. Można je więc zapewne uznać za efekt braku poważniejszej, zorganizowanej akcji miejscowych politycznych struktur prorządowych. Świadczy również o panującym na miejscu przekonaniu na temat omnipotencji administracji z jednej strony, z drugiej zaś o niezrozumieniu zasad nowej ordynacji wyborczej. Zwraca bowiem uwagę, że petycja skierowana była do wojewody poleskiego i to on w oczach jej autorów był decydującym czynnikiem przy układaniu listy wyborczej.
Pierwszym istotnym etapem organizacji wyborczej było powołanie członków Zgromadzenia Okręgowego. Zasady tej operacji pokrótce opisał I. Kim [3, s. 45]. Zwraca uwagę nadreprezentacja delegatów polskiego pochodzenia. Przy czym w oparciu o zachowaną listę, właściwie jedynie na podstawie brzmienia imion i nazwisk trudno jednoznacznie we wszystkich wypadkach rozstrzygać o narodowości członków Zgromadzenia w okręgu nr 55. Nie zmienia to jednak obrazu generalnego, analogicznego zresztą do tego w innych okręgach. Jeśli chodzi o skład zawodowy delegatów, to największa grupę stanowiły osoby zajmujące posady państwowe bądź samorządowe. Na 118 członków Zgromadzenia tak można zakwalifikować 49 osób. Kolejna co do liczebności grupę stanowili rolnicy (24), do których można dołączyć osadników (6). Ziemiaństwo reprezentowało 12 osób [39, k. 44-47].
W przeddzień posiedzenia mającego ustalić listę wyborczą delegaci zostali oficjalnie zaproszeni przez starostę Cedzyńskiego do jego siedziby. Tam mieli zostać przez niego zapoznani „z nową konstytucją, z zasadami nowej ordynacji wyborczej do Sejmu oraz prawami i obowiązkami [delegatów] do Zgromadzenia Okręgowego”. Obecność została określona w zaproszeniach jako „konieczna” [37, k. 13]. Już to wstępne, właściwie jedynie organizacyjne zebranie z pewnej perspektywy zostało oceniano jako zapowiedź skandalicznego postępowania administracji, a zwłaszcza samego starosty. Poinformował on bowiem uczestników o tym, że głosowanie na kandydatów na listę wyborczą w trakcie Zgromadzenia Okręgowego jest jawne. Stało to w sprzeczności z literą prawa. Już to postępowanie Cedyńskiego jest zastanawiające. Dyrektywy UWP jakie zostały rozesłane do starostów wyraźnie podkreślały konieczność przestrzegania zasady tajności głosowania w procesie wyborczym [3, s. 44].
Zebranie Okręgowe zostało zwołane na 14 sierpnia. Ku zaskoczeniu przedstawicieli administracji, prócz listy zaproponowanej przez sekretarza Zgromadzenia i zawierającej cztery nazwiska, zgłoszono jeszcze trzy listy, na których pojawiło się pięć dodatkowych osób. Po niemal natychmiastowej rezygnacji dwóch z wysuniętych przez salę kandydatów (m.in. Krzyżanowskiego), a następnie dwóch kolejnych, na placu boju pozostała piątka: czterej zgłoszeni przez prezydium (Jan Freyman, Franciszek Kolbusz, Zofia Cedzyńska, Jerzy Ołdakowski), oraz zgłoszony z sali Tomasz Rzepecki [3, s. 47]. Musiano więc nie tylko ustalić kolejność kandydatów na liście, ale również jej skład. Przy czym zaznaczyć wypada od razu, że „niezależna” kandydatura Rzepeckiego nie odegrała roli, burzę wywołać miała więc pierwsza z wymienionych kwestii.
W związku z tym, że I. Kim przedstawił w swoim artykule przebieg Zgromadzenia z 14 sierpnia, tu można ograniczyć się jedynie do krótkich informacji. Okazało się, że dla uzyskania wyników musiano niespodziewanie przeprowadzić aż trzykrotne głosowanie. Wynik pierwszego i drugiego znacząco odbiegał od trzeciego. Różnica wyraziła się w przesunięciu Ołdakowskiego z pozycji pierwszej na czwartą, Freymana z trzeciej na pierwszą, a Cedzyńskiej z czwartej na trzecią. Każde z tych przetasowań musiało budzić u części delegatów oburzenie. Tym bardziej, że głosowaniom towarzyszył różnie okazywany nacisk administracji, czy to poprzez zaangażowanie urzędników starostwa, konsultowanie się z Cedzyńskim po kolejnych głosowaniach, czy to poprzez właściwie niemaskowaną obecność nieumundurowanych funkcjonariuszy policji [3, s. 46-48]. Całość sprawić musiała wrażenie daleko posuniętej manipulacji, jeśli nie ewidentnego fałszerstwa.
Istotnie zarysowana sytuacja wywołała na sali skandal. Opisując skład Zgromadzenia zasygnalizowano, że znaczna część delegatów pozostawała w jakiejś zależności od administracji piastując posady państwowe i samorządowe. Okazało się jednak, że nie gwarantuje to przebiegu wypadków po myśli starostwa. W świetle sprawozdań dla BBWR i MSW w roli opozycji najmocniej występowali powołani na delegatów ziemianie. W liczbach bezwzględnych ich ilość mogłaby wydawać się mało imponująca, ponieważ do tej kategorii zaliczono – o czym wspomniano – zaledwie kilkunastu spośród 118 delegatów. Były jednak wśród takie postacie jak ordynat dawidgródecki Karol Radziwiłł, Roman Skirmunt – jeden z ważniejszych działaczy ziemiańskich i senator z ramienia BBWR w latach 1930-1935, czy Stanisław Olewiński – kandydujący na posła z okręgu nr 53 (Brześć) [39, k. 44-47]. To oni, dominujący zdaniem okręgowego komisarza wyborczego – Ludwika Bukowskiego „nad nastrojami sali”, zareagowali najmocniej, kiedy to „wysunięta została lista osób spoza terenu” [38, k. 13].
Istotnie pod tym względem zestaw kandydatów wysuniętych pod faktyczną egidą administracji mógł pozostawiać wiele do życzenia. Ci dwaj bowiem, którzy znaleźli się na czele listy zgłoszonej przez prezydium Zgromadzenia Okręgowego, a więc Jan Freyman i Franciszek Kolbusz, najprawdopodobniej do 1935 r. nie byli związani z Polesiem. Sądząc z opublikowanych życiorysów Freyman był urzędnikiem i działaczem społecznym związanym z Warszawą. Kolbusz z kolei był aktywnym działaczem BBWR na Podlasiu, a poza tym – co okaże się już w momencie wyborów nie bez znaczenia – gospodarował na ponad osiemdziesięciohektarowym majątku. On znajdował się jednak również poza Polesiem, w powiecie białopodlaskim województwa lubelskiego [1, s. 279, 321; 7]. Kolejna na tej liście Zofia Cedzyńska, była bardzo związana z okręgiem wyborczym, ale sposób w jaki się to działo – była żoną starosty pińskiego – miał wzbudzić największe wątpliwości. Oczywista kontrowersyjność kandydatury Cedzyńskiej wyraziła się również w jednym z zachowanych rękopisów listy ustalonej 14 sierpnia. Kiedy w kilku słowach przyszło określić profesję kandydatów na posłów, przy nazwisku Cedzyńskiej ograniczono się do formuły „żona starosty powiatowego” [38, k. 22]. Dopiero ostatni z tej czwórki – Jerzy Ołdakowski, mógł ewentualnie satysfakcjonować zwolenników kandydatów miejscowych, ponieważ pełnił funkcję prezydenta Pińska. Zwraca więc uwagę gwałtowny i trudny racjonalnie do wytłumaczenia spadek oddanych nań głosów w trzeciej „turze” wyborów. Znaczące w kontekście znaczenia czynnika „tutejszości” kandydatów, że trzy osoby zgłoszone z sali, o których można powiedzieć nieco więcej, spełniały wymóg związania z terenem okręgu. O Wacławie Krzyżanowskim już wspominano wyżej opisując atmosferę przedwyborczą w Pińsku, poza nim Wincenty Foraksiewicz i Tomasz Rzeczpecki byli miejscowymi rolnikami [19, k. 38].
Można przypuszczać, że w pierwszej chwili Cedzyński nie docenił znaczenia przebiegu Zgromadzenia Okręgowego. Raport, jaki na ten temat skierował do wojewody poleskiego uderza lakonicznością. Wyjaśnienie faktu wielokrotnego przeliczania głosów wytłumaczył w sposób niejasny i nieprzekonujący: „Po ukończonym głosowaniu Przewodniczący odczytywał na głos nazwiska kandydatów z kart głosowania, w skutek czego również niektóre osoby, znajdujące się na sali obliczały oddane głosy. Przewodniczący był bardzo zdenerwowany , co zaznaczyło się w tym, że nieraz kilkakrotnie powtarzał nazwiska kandydatów. Skutek tego był taki, że po przeliczeniu kart i oddanych głosów, okazały się w obliczeniach sekretarza niezgodności, tak, że obliczenia powtarzał Komisarz trzykrotnie […]”. Zaznaczyć trzeba, że autor raportu w ogóle nie wytłumaczył skąd wzięło się wzmiankowane zdenerwowanie przewodniczącego Zgromadzenia. Konkluzja całości była uspakajająca w tonie i zapewne miała zrobić na czytelniku wrażenie rutynowej formułki: „Żadnych sprostowań i zastrzeżeń przeciwko przebiegowi Zgromadzenia do protokołu nie zgłoszono. Spokój publiczny tak na sali jak też na zewnątrz gmachu […] w niczym nie został naruszony” [39, k. 37]. Kształt tej oficjalnej relacji starosty jest zastanawiająca z jednego powodu. Cedzyński, będąc jednym ze starostów najbardziej cenionych przez wojewodę, musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że ten ostatni bardzo uważnie monitoruje sytuację na terenie województwa. Jest więc bardzo mało prawdopodobne, że faktyczny opis przebiegu Zgromadzenia Okręgowego nie dotrze do UWP. Interpretować można to dwojako. Albo starosta liczył na absolutne wsparcie Kostek-Biernackiego, który był otwartym zwolennikiem dominacji administracji w życiu społecznym, albo pewny swego znaczenia na miejscu uznał, że zajście z 14 sierpnia nie będzie miało dalszego ciągu.
Tymczasem sprawy potoczyły się inaczej. Przebieg posiedzenia wywołał duże, chociaż nie zawsze uchwytne w szczegółach poruszenie. Starosta łuniniecki, podkreślający małą ruchliwość powiatowego BBWR i ospałość miejscowego życia politycznego musiał przyznać, że ożywiło się ono „znacznie”. Przyczynić się miał do tego „w dużym stopniu” właśnie przebieg posiedzenia zgromadzenia okręgowego w dniu 14 sierpnia [35]. Bez względu na genezę zaistniałej sytuacji szybko stała się ona znana szerzej. Delegacja złożona z ziemian udała się w tej sprawie do wojewody. Być może pewną rolę odegrał prezes miejscowego Banku Rolnego – Czesław Kadenacy. Był on nie tylko skoligacony z marszałkiem Piłsudskim, ale też dysponował spektakularnym dowodem zaufania władz centralnych w postaci nominacji na przewodniczącego kolegium wyborczego w województwie [9].
Konsekwencje wydarzeń z 14 sierpnia bardzo szybko wyszły poza powiat piński. „Szereg poważnych politycznych błędów” [27, k. 1] – jak ujął rzecz przechylny Cedzyńskiemu wojewoda poleski – miało przełożyć się zarówno na przebieg procedury wyborczej w okręgu nr 55, jak i na przyszłość starosty. Już w dwa dni po posiedzeniu Zgromadzenia, relacji na temat wydarzeń zażądał od L. Bukowskiego minister spraw wewnętrznych – Marian Zyndram-Kościałkowski. Bukowski starał się rzecz bagatelizować konkludując, że „zgromadzenie całkowicie odpowiedziało swemu zadaniu, przedstawiając zespół ludzi świadomych swej ważnej roli w państwowotwórczym akcie wyborczym”. Niemniej przyznawał, że „nie osiągnięto jednomyślności, spodziewanej uprzednio przed zgromadzeniem” [38, k. 13]. 19 sierpnia doszło do rozmowy wojewody ze starostą pińskim, ale niestety jej szczegóły są niemożliwe do odtworzenia w świetle analizowanych akt [33, k. 31]. Wydaje się jednak, że – sądząc z późniejszej korespondencji Kostek-Biernackiego – Cedzyński nie został przezeń potępiony czy też zdyskredytowany, chociaż wojewoda miał świadomość niewłaściwości postępowania swojego podwładnego. Zapewne dzień później wojewoda został wezwany do ministra spraw wewnętrznych. Trudno przypuszczać aby coś innego aniżeli sprawa układania listy wyborczej w Pińsku, kryło się za lakoniczną informacją w prasie warszawskiej o tym, że Kostek-Biernacki przybył do stolicy „w sprawach służbowych” [11]. Wojewoda poleski kilka dni później twierdził, że w MSW bronił Cedzyńskiego „do ostatka” [33, k. 31]. Sytuacja była napięta do tego stopnia, że Kostek-Biernacki podał się wówczas do – nie przyjętej tak przez ministra Zyndram-Kościałkowskiego jak i premiera Sławka – dymisji. Echa brzmiące w tym tonie przedostały się jednak nawet do opozycyjnej prasy [16]. Po paru dniach wojewoda relacjonował Cedzyńskiemu sposób w jaki złożył rezygnację „stawiając się jako niezdolnego do pokierowania jednym ze starostów, a więc współwinnego źle pokierowanej akcji” [33, k. 31]. W efekcie decyzji ministra spraw wewnętrznych starosta został zawieszony, a następnie odwołany. Wydaje się, że towarzyszyły temu spore emocje, ponieważ Zyndram-Kościałkowski wręcz słyszeć nie chciał choćby o przeniesieniu Cedzyńskiego do innego starostwa [27, k. 1].
Porządek ustalony na liście wyborczej w dniu 14 sierpnia został podany do publicznej wiadomości [10]. Zmusiło to wkrótce do – kłopotliwego zapewne dla władz – rewidowania podanej informacji. Najważniejszą zmianą było wyeliminowanie Cedzyńskiej. Wycofanie przez żonę starosty swojej kandydatury nie miało formy bezpośredniej deklaracji. Kwestia ta została rozwiązana w ten sposób, że nie przesłała ona w umówionym terminie do okręgowej komisji wyborczej oświadczenia, w którym wyrażałaby zgodę na kandydowanie. Dzięki temu komisja mogła uznać, ze zrezygnowała z obecności na liście. Na marginesie można dodać, że w skali kraju było kilkanaście podobnych sytuacji. Wyjaśnienia, jakie pojawiły się na ten temat na łamach prasy prorządowej dzisiaj wydają się wątpliwe. W najważniejszym dzienniku prorządowym – „Gazecie Polskiej” stwierdzono, że ponowne zwołanie Zgromadzenia Okręgowego w Pińsku nastąpi z tego powodu, że w trakcie pierwszego zebrania „nie zdołano ustalić wyniku głosowania zgromadzenia”. Stało to zaś w wyraźnej sprzeczności z tym, iż skład listy został przecież podany w tejże gazecie tydzień wcześniej. Wiadomość ponownym posiedzeniu Zgromadzenia została poprzedzona informacją o tym, że „w myśl art. 50 ordynacji wyborczej do Sejmu” komisje wyborcze badają na podstawie protokołów zgromadzeń okręgowych zgodność ich uchwał z ustalonym przez nie wynikiem głosowania [12]. Znamienne dla wartości tych wyjaśnień wydaje się to, że przywołany art. 50 nie dawał możliwości ponownego zwołania zgromadzenia, a jedynie „odpowiedniego sprostowania uchwały” przez okręgową komisję wyborczą [2, s. 164-165]. Nieco inaczej kwestię tę od strony formalnej wyjaśniono w wileńskim „Słowie”. Chociaż również powołano się na wspomniany art. 50, to jednocześnie nieco bardziej przekonująco aniżeli uczyniła to „Gazeta Polska” zaprezentowano uzasadnienie decyzji o powtórzeniu zebrania Zgromadzenia. Przyznano bowiem, że uchybienia formalne polegały na tym, iż protokół został tylko odczytany, a nie przegłosowany i zatwierdzony, co istotnie stało w sprzeczności z innym artykułem ordynacji wyborczej (art. 47) [17].
Gdzie szukać przyczyn całego zamieszania? Geneza postępowania Cedzyńskiego nie wydaje się do końca jasna. Cytowany przez I. Kima raport wywiadu wojskowego wskazuje na konkretny – jakoby planowany przez starostę – scenariusz, ujawniony przez przedstawicieli ziemiaństwa. Wyjaśniała ona walkę o – realnie skazane przecież na niepowodzenie wyborcze – trzecie miejsce na liście dla Cedzyńskiej. W tym ujęciu plan zainicjowany i przeprowadzony przez starostę pińskiego zakładał, ze wybrany z pierwszego miejsca Kolbusz zrzeknie się mandatu na korzyść kolejnego kandydata pod względem uzyskanych głosów, a więc najprawdopodobniej osoby startującej z pozycji nr 3. W zamian miał otrzymać stanowisko starosty, natomiast Cedzyński zostałby wicewojewodą [3, s. 47]. Jakkolwiek trudno jednoznacznie taką interpretację odrzucić, wypada jednak wskazać na poważne wątpliwości.
Zakładając, że istotnie Cedzyński przejawiał podobne ambicje, to wydaje się, że dla ich realizacji nie musiał on angażować się w podobne machinacje. Wspomniano już, że był on jednym z najbardziej zaufanych starostów ówczesnego wojewody poleskiego. Kostek-Biernacki zetknął się z nim w trakcie najsłynniejszego epizodu swojej biografii, a więc podczas sprawowania komendy nad tzw. „oddziałem specjalnym” Wojskowego Więzienia Śledczego nr 9 w Brześciu nad Bugiem, gdzie przez kilka miesięcy 1930 r. przetrzymywani byli politycy opozycji [5, s. 69]. Kiedy w 1931 r. przyszły gospodarz UWP został przeniesiony z wojska do administracji cywilnej i otrzymał stanowisko wojewody nowogródzkiego, ściągnął tam Cedzyńskiego powierzając mu starostwo nieświeskie. Kiedy w kolejnym roku Kostek-Biernacki objął województwo poleskie, Cedzyński niemal natychmiast pojawił się i tutaj, początkowo jako starosta łuniniecki, a później piński [15]. Był stawiany przez wojewodę innym starostom za wzór, zwierzchnik nie wahał się go bronić wobec MSW [20, k. 135; 32, k. 11-12]. Nawet w sierpniu 1935 r., kiedy starosta piński był zawieszony, a w praktyce odwołany ze swojego stanowiska, Kostek-Biernacki wyrażał przekonanie, iż był to „do ostatnich dni najlepszy mój starosta i pierwszorzędna siła administracyjna” [27, k. 1]. Cedzyński uzyskał wówczas ze strony wojewody deklarację: „jakkolwiek potoczą się dalej te sprawy – zawsze znajdzie Pan Kapitan we mnie obrońcę, gdyż uważam Pana za wysoce wartościową jednostkę” [33, k. 31]. Trudno więc sobie wyobrazić, aby mając taką pozycję u wojewody, Cedzyński uznał, że zdobędzie stanowisko wicewojewody dzięki nieformalnym działaniom własnym, i jak należałoby rozumieć niezależnym od Kostek-Biernackiego. Byłoby to postępowanie o tyle nieracjonalne, że wojewoda już po zawieszeniu Cedzyńskiego prywatnie przyznawał z żalem, że posiadał w odniesieniu do niego „dalsze i szersze plany, a obecnie wszystko się urwało” [27, k. 1]. Jest to tylko domniemanie, ale trudno w kontekście tej ostatniej wypowiedzi nie wziąć pod uwagę tej oto możliwości, że Kostek-Biernacki nosił się z uzyskaniem dla starosty pińskiego właśnie funkcji wicewojewody. Bardzo wreszcie wątpliwe, aby wobec podobnej nielojalności Kostek-Biernacki nie tylko okazywał Cedzyńskiemu werbalne wsparcie, ale starał się interweniować w jego sprawie.
Być może więc rację miał Kostek-Biernacki twierdząc po upływie kilkunastu dni od pierwszego posiedzenia Zgromadzenia Okręgowego, że ze strony Cedzyńskiego doszło do „przegorliwienia”, oczywiście bardzo w tym wypadku szkodliwego dla autorytetu administracji [27, k. 1]. Trzeba bowiem jednocześnie pamiętać o stylu administrowania charakteryzującym Cedzyńskiego. Starosta piński, do 1931 r. służący w wojsku w stopniu kapitana, należał do osób bardzo zdecydowanie, wręcz apodyktycznie narzucających swoją wolę podwładnym. Poczynania tego urzędnika były bardzo zbliżone do tych charakteryzujących wojewodę, a podwładni wręcz „po rozmowie z nim dostawali ataku nerwowego” [6, s. 70; 21, k. 144; 26, s. 3]. Podobna postawa zaprezentowana najprawdopodobniej wobec delegatów do zgromadzenia okręgowego musiała dodatkowo zaostrzyć sytuację w dniu 14 sierpnia. Ludzie, którzy znaleźli się na sali nie byli podwładnymi starosty, wielu z nich musiało mieć poczucie przynależności do elity społecznej, tym bardziej więc trudno było im zaakceptować bezceremonialne postępowanie Cedzyńskiego. Zwraca również uwagę passus z listu wojewody do starosty pińskiego. Wspomniana została „kwestia zdenerwowania Pana i niesłychanego osłabienia, być może po niedawnej chorobie” [33, k. 31]. Być może rolę odegrała tu choroba żony [27, k. 1]. Oczywiście nie wyjaśnia to genezy postępowania Cedzyńskiego, niemniej rzuca światło na przyczynę temperatury sporu do jakiego doszło w trakcie pierwszego
Zgromadzenia Okręgowego.
Na zakończenie tej kwestii można zasygnalizować, że sprawa genezy wydarzeń w Pińsku pojawia się również w polskiej literaturze publicystycznohistorycznej. Autor biografii W. Kostek-Biernackiego, jaka została opublikowana w 1976 r. eksponuje element obyczajowy. Na podstawie relacji opisuje tę sprawę jako efekt umieszczenia przez Cedzyńskiego na liście wyborczej swojej konkubiny, która bezprawnie posługiwała się nazwiskiem „Cedzyńska”. Starosta miał jednocześnie użyć w celu przeprowadzenia tej machinacji nazwiska wojewody [4, s. 245-246]. W świetle świadectw dotyczących relacji starosty pińskiego z Kostek-Biernackim, a także postawy tego ostatniego, zaprezentowanej w związku z opisywanymi wypadkami, wyjaśnienie to wydaje się bardzo wątpliwe. Dzieje się tak tym bardziej, że już po zdymisjonowaniu Cedzyńskiego wojewoda poleski stwierdził wobec niego, że zajście „nie nosi cech żadnego osobistego zainteresowania ani zysku, a więc osobistej moralności Pana nie narusza” [33, k. 31]. Podkreślić jednocześnie trzeba, że Kostek-Biernacki był na punkcie „osobistego zysku” urzędników wręcz wyczulony. Należy więc wątpić, aby otwarcie wspierał zdezawuowanego w ten sposób człowieka.
Trudno odtwarzać reakcję Cedzyńskiego na efekt zamieszania, jakiego był sprawcą. Kostek-Biernacki stwierdził, że starosta piński przyjął decyzję ministra spraw wewnętrznych „bez żadnych usprawiedliwień”. Może być to interpretowane zarówno jako świadectwo subordynacji, jak i trwania w przekonaniu o słuszności własnego postępowania. Wydaje się, że Cedzyński raczej nie poczuwał się do winy, skoro Kostek-Biernacki apelował do niego: „Znając etyczną i żołnierską wartość Pana Kapitana, jestem pewny, że nie zechce Pan przysparzać kłopotów Panu Ministrowi i mnie” [33, k. 31]. W oparciu o analizowany materiał nie sposób odtworzyć dalszego losu Cedzyńskiego odpowiadając tym samym w szerszym zakresie na pytanie o konsekwencje dla niego wydarzeń pińskich. Jego wina nawet w oczach Kostek-Biernackiego była „rażąca” [27, k. 1]. Nie dziwi więc wspomniana wyżej decyzja ministra spraw wewnętrznych, który w ciągu kilku dni podjął decyzję o zawieszeniu, a następnie usunięciu Cedzyńskiego. Niemniej wojewoda poleski jeszcze w sierpniu zadeklarował wobec niego: „wolno mnie, z zachowaniem pełnej lojalności wobec moich przełożonych, prywatnie starać się pomóc Panu Kapitanowi u osób, znających Pana i mnie. Będę to czynić w granicach moich możliwości. Proszę więc nie upadać na duchu” [33, k. 31]. Nie były to przyrzeczenia bez pokrycia. Próbował dotrzymywać złożonej byłemu już podwładnemu obietnicy i istotnie interweniował w jego sprawie. Niezidentyfikowanego wysokiego oficera monitował, aby „pomóc Cedzyńskiemu przez Pana Generała […] lub przez inne jeszcze wpływy” [27, k. 1]. Czy wpłynęło to w jakikolwiek sposób na przyszłość byłego starosty pińskiego odpowiedzieć trudno. Po opuszczeniu Polesia Cedzyński prawdopodobnie kontynuował karierę w aparacie skarbowym [26]. Pojawia się również jednak informacja o tym, że przeszedł na emeryturę [3, s. 49].
Kolejne Zgromadzenie Okręgowe odbyło się więc w nowych warunkach, co znalazło wyraz także w innych decyzjach personalnych. Nastąpiła zmiana na stanowisku okręgowego komisarza wyborczego. Zastąpienie Bukowskiego przez Stanisława Olewińskiego zdaje się świadczyć o tym, że zdecydowano się sięgnąć po postać, która cieszyła się na miejscu jakimś autorytetem, a przede wszystkim pochodziła z Polesia. Na korzyść nowego komisarza przemawiało więc to, że urodził się na Polesiu, gospodarował majątkiem a powiecie pińskim, wreszcie działa w tamtejszych instytucjach samorządowych [1, s. 382]. Najwyraźniej uznano, iż to, że sam kandyduje jednocześnie z okręgu 53 (Brześć) nie stanowi problemu. Znamienny wydaje się również zestaw sekretarzy, których powołał Olewiński. Żaden z nich nie pełnił swojej funkcji 14 sierpnia. W trójce znalazł się Roman Sikrmunt, Aleksander Berg, oraz jeszcze jeden Skirmunt – Kacper. Wyraźnie więc usatysfakcjonowano grupę kontestującą postępowanie Cedzyńskiego. Powtórne posiedzenie Zgromadzenia Okręgowego przebiegło najprawdopodobniej bez incydentów. Zgłoszono sześciu kandydatów, którzy otrzymali następującą ilość głosów: Freyman – 92, Kolbusz – 86, Ołdakowski – 70, Walerian Strzelecki – 52, Piotr Olewiński – 22, wreszcie Wincenty Foraksiewicz – 13. Widać więc wyraźnie, że sukces „niezadowolonych” sprowadził się do wyeliminowania Cedzyńskiej i ponownego zwołania Zgromadzenia. Natomiast nie udało się przeprowadzić zmian jeśli chodzi o dwa pierwsze miejsca na liście, najprawdopodobniej premiowane mandatami poselskimi [40, k. 209]. Tym samym szansa na to, że miejsce w Sejmie zdobędzie osoba związana z okręgiem (Strzelecki był mierniczym w pow. stolińskim [7]) spadła do minimum.
Informacje jakie ukazały się w prasie na temat ponownego ustalenia kształty listy kandydatów były bardzo lakoniczne. Podano jedynie informację o ilości delegatów oraz wyniku głosowania [13]. Pewnym potwierdzeniem – w gruncie rzeczy niewiele przynoszącego – sukcesu środowiska, które wszczęło alarm wydaje się również twierdzenie wileńskiego „Słowa” o tym, że w wyniku ponownego zebrania zgromadzenia „przeszła lista kompromisowa” [18]. W świetle akt administracji sam fakt ponownego zwołania Zgromadzenia poniekąd spacyfikował nastroje w na terenie okręgu. Niemniej – co przyznawał starosta łuniniecki – całkowite odprężenie nastąpiło dopiero „po rozejściu się wiadomości o wynikach drugich wyborów” [35]. Wydaje się, że pomimo znalezienia się na trzecim miejscu listy wyborczej Ołdakowski nadal był w jakiś sposób niewygodny dla części miejscowych środowisk prorządowych, być może dotąd związanych ze starostą. Śladem takiego stanu rzeczy wydaje się odezwa sygnowana przez piński oddział Związku Rezerwistów. Wszyscy czterej kandydaci zostali przedstawieni tam jako członkowie organizacji, ale w przeciwieństwie do pozostałej trójki Ołdakowski pozbawiony był określenia wskazującego na aktywną działalność w ZR [37, k. 19].
Wydaje się, że – pomijając echo pierwszego zgromadzenia okręgowego – w pozostałych dwóch powiatach wchodzących w skład okręgu nr 55 administracja nie natknęła się na jakieś szczególne problemy w związku z planowanymi wyborami. Te najbardziej na wschód wysunięte obszary województwa poleskiego, pozbawione takich ośrodków miejskich jakim był kilkudziesięciotysięczny Pińsk, siłą rzeczy nie były predestynowane do odgrywania roli areny intensywniejszych konfliktów politycznych. Przy czym także w powiecie pińskim rutynowe prace przedwyborcze wyglądały podobnie. Miejscowe struktury BBWR ograniczały się do akcji mającej uświadamiać ludność w kwestii nowej ordynacji wyborczej i technice głosowania. Blok wszczął również akcję powodowania uchwał, sygnowanych przez najniższy szczebel samorządu (rady gromadzkie), których przedmiotem były wezwania do 100% frekwencji. Sądząc ze sprawozdania starosty pińskiego przedsięwzięcie to rozwijało się słabo, za co odpowiedzialnością obciążono lokalnych, najczęściej rekrutujących się z urzędników samorządowych, działaczy Bloku. Wydaje się znamienne dla możliwości miejscowych struktur BBWR, że ich działalność – oceniana przecież w okresie przedwyborczym i tak jako niezbyt imponująca – zamarła zupełnie natychmiast po głosowaniu. Do przedwyborczej akcji propagandowej wciągnięto również prorządowy Żydowski Klub Myśli Państwowej, a także kilka innych organizacji zrzeszających ludność wyznania mojżeszowego. Do wsparcia władz został namówiony prawosławny arcybiskup piński Aleksander, który wydał kilkujęzyczną odezwę wzywającą wiernych, bez względu na narodowość, do wzięcia udziału w wyborach [36, k. 28].
Ostatnie kilkanaście dni przed wyborami, a także sama elekcja w okręgu nr 55 przebiegły bez szczególnych incydentów. Zwracał uwagę niespotykany wcześniej w tej skali udział w głosowaniu kobiet [37, k. 71]. Charakterystyczne, że sprawozdaniach wytworzonych przez miejscową administrację można znaleźć passus o tym, że „żadnej agitacji na poszczególnych kandydatów nie było” [34, k. 60]. Natomiast już po ustaleniu kandydatur odnotowano duży wzrost zainteresowania głosowaniem wśród mieszkańców. Miało to m.in. postać „rozpytywania przez ludność o osoby kandydatów na posłów i radzenie się w urzędach, za kim należałoby głosować” [28, k. 89]. Administracja nie odnotowywała akcji, których celem byłoby wezwanie do bojkotu. Ze względu na niemal zupełny brak struktur legalnych organizacji opozycyjnych jedyną siłą, która ewentualnie mogła się na tym terenie pokusić o podobne działanie były miejscowe komórki KPZB. Władze nie wykazały jednak jakiegokolwiek zaniepokojenia podobną działalnością komunistyczną [30, k. 127].
Według oficjalnych danych spośród 181 430 uprawnionych do głosowania w okręgu nr 55, wzięło w nim udział 125 030 mieszkańców powiatów pińskiego, łuninieckiego i stolińskiego. Frekwencja wyniosła więc około 69 %, co plasowało okręg pomiędzy dwoma pozostałymi, utworzonymi w województwie poleskim [8]. Nieco zawyżało to średnią dla całego województwa, wynoszącą 67,3 % [14]. Wypada zaznaczyć, że w powiecie pińskim wynik ten był jednak nieco niższy i wyniósł 63,7 % [34, k. 60]. Zdecydowanymi zwycięzcami okazali się Freyman i Kolbusz, którzy zajmowali dwa pierwsze miejsca na liście wyborczej. Zwraca jedynie może uwagę, że Freyman mi tego, że dzierżył pozycję pierwszą, otrzymał o kilka tysięcy głosów mniej (90 598), aniżeli Kolbusz (93 935) [14]. Sugerowałoby to, że w jakiś sposób ciążyło na nim odium osoby zupełnie nie związanej z problemami ludności wiejskiej. Za taką niewątpliwie w większym stopniu mógł zaś uchodzić Kolbusz. Symptomatyczne dla tego wyniku wyborów było, że tuż przedwyborcze zainteresowanie głosowaniem objawiało się wśród mieszkańców tym, iż w rozmowach eksponować mieli oni nie tylko korzyści „z punktu widzenia interesu państwowego”, ale i regionalnego [28, k. 89]. Światło na tę sytuację rzuca powyborczy raport wójta gminy Moroczno (pow. piński). Informując starostę o spokojnym przebiegu wyborów podkreślał jednocześnie, że „ludność szła do urn wyborczych rozważając, na kogo ma głosować”. Owe rozważania miały przynosić refleksję korzystną dla Kolbusza, który był traktowany jako „rolnik” co najwyraźniej podnosiło jego wagę w oczach chłopskich wyborców. Można dodać, że moroczański wójt oceniał zjawisko pozytywne, ponieważ świadczyło o tym, że „ludność miejscowa jest jednak dość uświadomiona i krytycznie rozważała kandydatury poszczególnych osób” [37, k. 71]. Ołdakowski i Strzelecki nie liczyli się zdobywając po około 20 tys. głosów [14].
Można postawić tezę, że wypadki jakie miały miejsce w trakcie wyborów parlamentarnych w województwie poleskim, a zwłaszcza incydent piński to zapowiedź kryzysu, jaki bez wątpienia dotknął tamtejsze środowiska prorządowe jesienią 1935 r. Pojawiający się bowiem wówczas problem rywalizacji pomiędzy przedstawicielami organizacji społecznych i administracją dawał się odczuć w kolejnych miesiącach. Zjawisko zostało zapewne zintensyfikowane rozwiązaniem BBWR, jakie nastąpiło w kilka tygodni po wyborach – 30 X 1935 r. W Samodzielnym Referacie Informacyjnym miejscowego Dowództwa Okręgu Korpusu IX skonstatowano, że niektórzy polescy działacze Bloku „niezadowoleni z likwidacji starają się przeniknąć do organizacji społecznych, aby pod ich firmą oddziaływać na teren” [24]. W kolejnych miesiącach toczył się spór o to, jaką formułę ma przybrać instytucjonalne zaangażowanie miejscowych zwolenników obozu sanacyjnego [24]. Rolę swoistej „opozycji” odgrywały te osoby związane do niedawna z BBWR, które określano jako nieusatysfakcjonowane wynikiem wyborów parlamentarnych [22, k. 58, 68]. Przeważył jednak nacisk administracji i wdrażać zaczęto pomysł, którego zwolennikiem wydawał się być ówczesny wojewoda poleski, inspirujący powołanie Zrzeszenia Organizacji Społecznych [23]. Przełom miał jednak przynieść dopiero rok 1937 i powołanie Obozu Zjednoczenia Narodowego. Pojawienie się OZN nie wyciszyło całkowicie rozdźwięków. Niemniej organizacja ta zajęła dominującą pozycję wśród prorządowych struktur w województwie poleskim.
Źródła i literatura
- Kto był kim w Drugiej Rzeczypospolitej, red. J.M. Majchrowsk. Warszawa, 1994.
- Prawo polityczne Rzeczypospolitej Polskiej 1918–1939. Wybór źródeł, red. W. Sudnik. Warszawa, 2002.
- Ким И. Парламентские выборы 1935 года в Полесском воеводстве // Гістарычная Брама. 2009. № 1.
- Rawicz J. Diabeł przegrany. Warszawa, 1976.
- Siekanowicz P. Tajemnice twierdzy brzeskiej. Chicago, 1989.
- Śleszyński W. Bezpieczeństwo wewnętrzne w polityce państwa polskiego na ziemiach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej. Warszawa 2007.
- „Gazeta Poleska” 1935, nr 37.
- „Gazeta Poleska” 1935, nr 38.
- „Gazeta Polska” 1935, nr 210 z 31 VII.
- „Gazeta Polska” 1935, nr 225 z 15 VIII.
- „Gazeta Polska” 1935, nr 231 z 21 VIII.
- „Gazeta Polska” 1935, nr 232 z 22 VIII.
- „Gazeta Polska” 1935, nr 237 z 27 VIII.
- „Gazeta Polska” 1935, nr 251 z 11 IX.
- „Poleski Dziennik Wojewódzki” 1932, nr 16.
- „Robotnik” 1935, nr 270 z 31 VIII.
- „Słowo” 1935, nr 228 z 21 VIII.
- „Słowo” 1935, nr 233 z 26 VIII.
- Archiwum Akt Nowych (dalej AAN), Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, sygn. 40.
- AAN, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (dalej MSW), sygn. 62.
- AAN, MSW (dopływ), sygn. 880.
- AAN, Urząd Wojewódzki Poleski, sygn. 22.
- Centralne Archiwum Wojskowe (dalej CAW), Dowództwo Okręgu Korpusu (dalej DOK) IX, sygn. I.371.9.22.
- CAW, Samodzielny Referat Informacyjny DOK IX, sygn. I 371.9/A.193.
- Instytut Polski i Muzeum im gen. W. Sikorskiego (dalej IPMS), Ministerstwo Sprawiedliwości, sygn. A.20.5/17.
- IPMS, Kolekcja 61, sygn. 2.
- Państwowe Archiwum Obwodu Brzeskiego (dalej PAOB), f. 1, o. 2, d. 1470.
- PAOB, f. 1, o. 10, d. 638.
- PAOB, f. 1, o. 10, d. 640.
- PAOB, f. 1, o 10, d. 672.
- PAOB, f. 1, o. 10, d. 2899.
- PAOB, f. 1, o. 10, d. 2900.
- PAOB, f. 1, o. 10, d. 2902.
- PAOB, f. 2001, o. 4, d. 4980.
- PAOB, f. 2001, o. 4, d. 4981.
- PAOB, f. 2001, o. 4, d. 4983.
- PAOB, f. 2001, o. 4, d. 5001.
- PAOB, f. 2001, o. 4, d. 5002.
- PAOB, f. 2001, o. 4, d. 5005.
- PAOB, f. 2001, o. 4, d. 5006.
Piotr Cichoracki
|